Takie wypady dają mi najwięcej.
A tak po prostu, to fajna ta Szwecja.
Kiedyś tam pojadę na deskę.
Celem przygody: łażenie bez celu.
W Karlskronie to czysta przyjemność, bo miasto jest niesamowicie wyczilowane. Ludzie tutaj wyglądają na szczęśliwszych, jeżdżą wszędzie na rowerach, żyją. Przynajmniej ja tak myślę. No i WSZĘDZIE jest tu morze. Aparatu nie zdejmowałem z szyi, no chyba że do jedzenia.
Nie wiem dlaczego, ale nie mam całej jednej kliszy zdjęć. Nieważne.
Poniżej macie galerię zdjęć, która powstały przez ten jeden dzień. Główną bohaterami są morze i oczywiście moja życiowa towarzyszka Ola, która na swoim blogu także zamieściła post o naszej szwedzkiej przygodzie.
No to cześć!