Ola mieszka w Holandii. Niektórzy o tym wiedzą, a niektórzy nie.
Więc postanowiłem jechać w ramach spędzenia tygodnia razem na przygodach, jedzeniu dobrych rzeczy, spędzania wspólnie czasu i wszystkiego, co dobre. Bilety na WizzAir do Eindhoven (lotnisko Schiphol nie wpuszcza do siebie taniego Wizz’a , tylko LOT, wypad z tą biedą) w łapie, 1,5 godziny samolotem, kolejne 2 w busie do Amsterdamu i zabawa się zaczyna.
Co tam robiłem?
Odwiedzałem Amsterdam kilka razy.
Jak tak Holandia bez wiatraków?
W FOAM byliśmy razem na wystawie Rena Hanga, fotografa, który jak dowiedziałem się tego wieczoru, popełnił samobójstwo dosłownie dzień wcześniej. Aż nie wiedziałem co powiedzieć.
Oglądałem z moją Olą dużo super sztuki w super muzeach. Jak na przykład sukienka Yves Saint Laurent inspirowana Pietem Mondrianem.
Czyli właśnie tym panem poniżej.
Odwiedziliśmy też wystawę Eda van der Elskena. Odczucia oboje mieliśmy różne. Ale zdjęcia ten pan robił bardzo ciekawe.
Cała wystawa „Goede Hoop” była o mocno zawiłej kwestii relacji między Holandią a Republiką Południowej Afryki. Bardzo dobra lekcja historii. Moją uwagę jednak najbardzej przykuły napisy namalowane na ścianach. Trafia to w moją estetykę.
Le Corbusier to najlepszy architekt wszech czasów. Tyle.
Rembrandt i jego Straż Nocna. Niestety po zrobieniu zdjęcia w muzealnych ciemnościach nie wychodzi to tak imponująco jak powinno.
W sumie podobnie wyglądają moje szkicowniki.
Nigdy nie widziałem niczego od Banksy’ego w naturalnym otoczeniu, dlatego cieszę się, że w Amsterdamie można zobaczyć faktyczną ścianę z muralem. Tak, ktoś wyciął ścianę z muralem i przetransportował do Amsterdamu.
„Rzeź niewiniątek” na żywo robi jeszcze większe wrażenie.
Tak blisko Złotej Piłki nigdy nie byłem i raczej już nie będę. Chyba że nagle odkryje swój talent piłkarski po raz drugi (hehe).
Mam jakąś dziwną sympatię do marmurowych rzeźb.
Tutaj chyba bardziej spodobał mi się szyld, sam nie wiem.
Ale w Amsterdamie warto mieć też oczy szeroko otwarte, to zobaczy się takie prace jak te od Space Invadera!
…the streets are ours…
W Holandii prawie każdy porusza się rowerem. A jak jedzie metrem czy tam pociągiem to na przystanku i tak pewnie czeka jego rower.
Piłkarska część Amsterdamu odhaczona. Amsterdam ArenA to prawdziwy moloch.
Szkoła, w której Ola doprowadza dzieci do porządku z językiem angielskim. Kto jak nie ona?
Vondelpark przejechany na rowerach to najlepsza rzecz, jaką można zrobić w słoneczny dzień.
Znowu te wiatraki.
Przy okazji nastrzelałem trochę zdjęć niezwiązanych z powyższymi tematami, w tym dużo samej Oli, bo z oczywistych powodów nie widuje jej zbyt często.
Guacamole song przy robieniu guacamole. Klasa. Hot dogi z guacamole to klasa do potęgi 2. A jak nie wiesz jak je robić, to kieruj się tu -> HOT DOG TIME.
Zdecydowanie lepiej kwiaty wyglądają z Olą w duecie.
Klasyczne piękno. Jak z lat 80.
Pani Krab.
Oczywiście Ola dostała swój teamowy przydział ubrań, w tym unikatową koszulkę.
Było super. I do następnego.